- Po raz kolejny leżysz na plecach, wpatrzona w biały sufit.
- Po raz kolejny słyszysz na korytarzu krzątaninę dziesiątek ludzi.
- Po raz kolejny trzymasz dłoń na swoim brzuchu, czując dominujące przerażenie o dobro swojego dziecka.
-Pani Karino? - Słyszysz jak ktoś wchodzi do Twojego pokoju, podnosisz wzrok, by rozpoznać w mężczyźnie swojego lekarza.
-Niech mi Pan powie, że nic jej nie jest. - Lekarz przygląda Ci się w zadumie, nic nie mówiąc siada na krześle przeznaczonym dla gości i przygląda się Twojej twarzy.
-Przeszła Pani bardzo dużo, może mam zawołać Pani rodziców bądź brata? Są na korytarzu. - Chwytasz się kurczowo dłoni lekarza.
-Nie. Chcę wiedzieć. Teraz. - Jego oczy są zmęczone, widzisz w nich coś na kształt zrozumienia. Może ma własne dzieci?
-No więc dobrze. Pani Karino, ciąża jest zagrożona. W stopniu znacznym. - Zaciskasz palce na przegubie lekarza, czując jak robi Ci się słabo.
-To nie wszystko. Prawda? - Pytasz spokojnie, na co lekarz tylko wzdycha.
-Po tym co się stało... Dostała Pani leki. Pani organizm je odrzucił. Możemy teraz ratować Pani zdrowie, bądź życie dziecka. Jest Pani młoda, ma przed sobą całe życie... - Słysząc jak najwyraźniej chce Cię przekonać do czegoś, co nawet nie chce przejść Ci przez myśl, przerywasz mu:
-Nie! - Twardo spoglądasz prosto w Jego twarz. - Dziecko jest najważniejsze. Rozumie Pan? Nie liczy się kompletnie nic więcej. Tylko Ona!
-Karina? - Odwracasz wzrok od ściany, widzisz w drzwiach swojego Brata. I już wiesz, że lekarz powiedział Jemu i rodzicom jak wygląda sytuacja.
-Nawet nie próbuj mi tłumaczyć, że to co robię jest głupie, czy bez sensu.
-Nie miałem zamiaru. - Odpowiada, czym nieco Cię zaskakuje. - Rodzice będą próbowali na Ciebie wpłynąć, ja nie mogę. Zrobiłbym dokładnie to samo, gdyby chodziło o mnie i Oliwiera. I mama, czy ojciec podświadomie też to rozumieją, ale jesteś ich dzieckiem. Tym, czym to maleństwo jest dla Ciebie.
Pod Twoimi powiekami zbierają się łzy, wyciągasz dłoń, a Michał po chwili siada na skraju łóżka i tuli Cię w swoich ramionach.
-Dziękuję braciszku... Dziękuję. - Szepczesz, a po chwili tracisz świadomość.
Michał
-Jej organizm nie reaguje. - Słyszy z ust lekarza, zaciska powieki i przez szybę patrzy na bezwładne ciało swojej siostry. Ręka lekarza ląduje na Jego ramieniu. - Ona jeszcze walczy. Nie jestem tylko pewien czy o siebie.
Tak doskonale rozumie słowa lekarza.
- Ona nie walczy dla siebie.
- Ona nie walczy dla niego, czy rodziców.
- Ona walczy dla dziecka - bo chce żeby żyło.
Zaciska oczy, pod którymi gromadzą się łzy, a z pomiędzy Jego warg, wydobywa się szept:
-Boże, jeśli kiedykolwiek postawisz na mojej drodze tego, przez którego dzieje się to wszystko... Wybacz mi, ale nie cofnę się przed niczym.
Jestem Grześ i mam depresje wiosenną.
Słyszał ktoś o czymś takim?