środa, 17 kwietnia 2013

Ból.

  • Po raz kolejny leżysz na plecach, wpatrzona w biały sufit.
  • Po raz kolejny słyszysz na korytarzu krzątaninę dziesiątek ludzi.
  • Po raz kolejny trzymasz dłoń na swoim brzuchu, czując dominujące przerażenie o dobro swojego dziecka.

                   -Pani Karino? - Słyszysz jak ktoś wchodzi do Twojego pokoju, podnosisz wzrok, by rozpoznać w mężczyźnie swojego lekarza.
-Niech mi Pan powie, że nic jej nie jest. - Lekarz przygląda Ci się w zadumie, nic nie mówiąc siada na krześle przeznaczonym dla gości i przygląda się Twojej twarzy.
-Przeszła Pani bardzo dużo, może mam zawołać Pani rodziców bądź brata? Są na korytarzu. - Chwytasz się kurczowo dłoni lekarza.
-Nie. Chcę wiedzieć. Teraz. - Jego oczy są zmęczone, widzisz w nich coś na kształt zrozumienia. Może ma własne dzieci?
-No więc dobrze. Pani Karino, ciąża jest zagrożona. W stopniu znacznym. - Zaciskasz palce na przegubie lekarza, czując jak robi Ci się słabo.
-To nie wszystko. Prawda? - Pytasz spokojnie, na co lekarz tylko wzdycha.
-Po tym co się stało... Dostała Pani leki. Pani organizm je odrzucił. Możemy teraz ratować Pani zdrowie, bądź życie dziecka. Jest Pani młoda, ma przed sobą całe życie... - Słysząc jak najwyraźniej chce Cię przekonać do czegoś, co nawet nie chce przejść Ci przez myśl, przerywasz mu:
-Nie! - Twardo spoglądasz prosto w Jego twarz. - Dziecko jest najważniejsze. Rozumie Pan? Nie liczy się kompletnie nic więcej. Tylko Ona! 

                   -Karina? - Odwracasz wzrok od ściany, widzisz w drzwiach swojego Brata. I już wiesz, że lekarz powiedział Jemu i rodzicom jak wygląda sytuacja.
-Nawet nie próbuj mi tłumaczyć, że to co robię jest głupie, czy bez sensu. 
-Nie miałem zamiaru. - Odpowiada, czym nieco Cię zaskakuje. - Rodzice będą próbowali na Ciebie wpłynąć, ja nie mogę. Zrobiłbym dokładnie to samo, gdyby chodziło o mnie i Oliwiera. I mama, czy ojciec podświadomie też to rozumieją, ale jesteś ich dzieckiem. Tym, czym to maleństwo jest dla Ciebie.
Pod Twoimi powiekami zbierają się łzy, wyciągasz dłoń, a Michał po chwili siada na skraju łóżka i tuli Cię w swoich ramionach.
-Dziękuję braciszku... Dziękuję. - Szepczesz, a po chwili tracisz świadomość.


Michał

                 -Jej organizm nie reaguje. - Słyszy z ust lekarza, zaciska powieki i przez szybę patrzy na bezwładne ciało swojej siostry. Ręka lekarza ląduje na Jego ramieniu. - Ona jeszcze walczy. Nie jestem tylko pewien czy o siebie. 
Tak doskonale rozumie słowa lekarza.
  • Ona nie walczy dla siebie.
  • Ona nie walczy dla niego, czy rodziców.
  • Ona walczy dla dziecka - bo chce żeby żyło.
Nie ważne jakim kosztem.
Zaciska oczy, pod którymi gromadzą się łzy, a z pomiędzy Jego warg, wydobywa się szept:
-Boże, jeśli kiedykolwiek postawisz na mojej drodze tego, przez którego dzieje się to wszystko... Wybacz mi, ale nie cofnę się przed niczym.







Cześć.
Jestem Grześ i mam depresje wiosenną. 

Słyszał ktoś o czymś takim?

10 komentarzy:

  1. Tak bardzo nie chciałam płakać, ale nie wyszło...
    U mnie nie ma depresji, jest wręcz przeciwnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uf i w sumie nie uf. Podziwiam Karinę za odwagę. To niesamowite, ile jest w stanie poświęcić po tym wszystkim. Depresja wiosenna? Ja mam depresję co trzy dni, ale wbrew pozorom można z tym żyć, aczkolwiek nikomu tego nie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miłość rodzicielska jest najpiękniejszym rodzajem miłości - bezwarunkowa, wiele, a można nawet rzec, że wszystko, zniesie i przetrwa.
    Heroiczna walka Kariny jest godna podziwu. Jestem w stanie ją zrozumieć - odebrano jej wszystko, co miała najcenniejsze: poczucie własnej wartości i sens życia. Dostała w zamian szansę na wydanie na świat osoby, która pokocha ją z pewnością, bez względu na to, co ją wcześniej spotkało. Uczepiła się więc tej myśli, pewnie uważając, że nic więcej dobrego jej w życiu nie spotka.
    Że też ja tu wcześniej nie trafiłam...
    Zakończenie zapowiada się niezwykle smutno, aczkolwiek uwielbiam dramaty, więc z całą pewnością będę tu zaglądała :)
    Wiosenna depresja? Piątka. Przytłaczająca jest świadomość, że nagle wszystkim się życie cudownie układa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie zachwycasz. I naprawdę, po raz kolejny, nie wiem, co powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem decyzje Kariny. Tyle złego już przeżyła, ale nie zniesie i nie przetrwa straty tego największego i najcenniejszego skarbu, tego maleństwa które nosi w sobie. Woli by dziecko przeżyło mimo tego że sama umrze bo wie, że gdy Bóg odbierze jej dzidziusia to zabije to również jej świadomość.
    Podziwiam Michała robi wszystko by siostra czuła się kochana. Szanuję każdą jej decyzje, nie próbuje wpływać na jej wybór. Błagam tylko Michał nie rób głupot.
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejuśku , szczerze nie wiem co powiedzieć...
    Aż mi języki w glanach z wrażenia opadły...

    A wiosenna depresja to u mnie norma , więc nie jesteś sama ;)

    http://nieuchwytna-perwersja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Piąteczka grzesiu...Depresja bywa wszędzie. Ja nie wyrabiam z powodu rozłąki z bardzo bliską osobą...Rozwala mnie ten rozdział ale w pozytywnym sensie. Bardziej rozumiem Michała niż Kari. Nie powiem że ją rozumiem bo w takiej sytuacji nigdy nie byłam ale czuję to całą sobą. Nie wierzę w boga, bo skoro jest taki dobry i kochany to dlaczego do cholery dzieje się aż tyle zła?...
    xoxo K.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie dziwię się decyzji Kariny o tym, żeby ratować dziecko. I to nawet nie chodzi o twoje zapowiedzi, że ona umrze. Po prostu to nie pasowało do jej decyzji, do jej charakteru, do drogi jaką obrała po tym gwałcie. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla jej rodziny to musi być coś strasznego - wiedzieć, że najbliższa osoba sama siebie skazuje na śmierć. Tu się robi coraz bardziej dramatycznie, boje się końca ;(
    http://byc-obojetna.blogspot.com zapraszam na nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero zaczynam zapraszam na prolog. zsiatkowkacalezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawde jie spodziewalam sie, ze az taks tragedie nam zafundujesz. Karina... no coz, Karina ma wielkie serce.

    OdpowiedzUsuń